piątek, 23 stycznia 2015

"Rzucam cukier" - recenzja, czyli o skrajnościach

Źródło zdjęcia

Stojąc ostatnio w bardzo długiej kolejce po pyszne wędliny na gdyńskim bazarze "Bo ze wsi" w pewnym momencie znalazłam się na wysokości stoiska z przeróżnymi pierogami. Z kaszą gryczaną, szpinakiem, malinami... I kiedy nabrałam na nie ochoty (zastanawiając się, jak tu skoczyć po pierogi i nie stracić swojego miejsca w kolejce) usłyszałam, jak pani je sprzedająca (i chyba samodzielnie je lepiąca) z nieskrywaną dumą zapewnia potencjalną klientkę, że jej pierogi z twarogiem są słodzone fruktozą, bo biały cukier to śmierć (w telegraficznym skrócie). Trochę rozśmieszyła mnie zawziętość tej pani i jej przekonanie co do zdrowotnych właściwości fruktozy. W końcu to właśnie fruktoza jest w cukrze "całym złem" - spożywana w nadmiarze przyczynia się do tycia, a nawet rozwoju chorób serca.

Myślę, że Sarah Wilson, autorka "I Quit Sugar" (w polskiej wersji "Rzucam cukier"), byłaby skłonna tę panią spoliczkować. Tak - jej sprzeciw wobec fruktozy jest aż tak silny. Na tyle, że proponuje praktycznie całkowitą rezygnację z wszelkich form cukru. Na zawsze. W tym celu stworzyła 8-tygodniowy program detoksykujący, który zakłada, że w jego trakcie na tyle odzwyczaimy się od cukru, że potem nie będzie nam go wcale brakować.

Namawianie do ograniczenia spożycia cukru, a w szczególności białego cukru, jest jak najbardziej godne pochwały. Podoba mi się też, że Sarah wprowadza pojęcie "zdrowych tłuszczów", o których mówiłam już przy okazji recenzji książki "Nourishing Traditions". Autorka "I Quit Sugar" twierdzi, że to właśnie cukier, a nie tłuszcz, odpowiada za to, że tyjemy. 

Trudno jednak stwierdzić, czym tak naprawdę jest ta książka. Głównie reklamuje się jako "program detoksykujący", ale jeśli chcielibyście ją kupić pod tym właśnie kątem, to raczej byście się rozczarowali. Program tak naprawdę nie ma żadnej określonej struktury, to raczej zbiór "myśli na każdy tydzień". Do tego rozczarowała mnie ilość wiedzy zawarta w książce, a te informacje, które się pojawiają, są raczej słabo uzasadnione i niekoniecznie podparte czymś innym, niż tylko opinie autorki. Są jeszcze przepisy (i jest ich sporo), ale nie miałam póki co okazji żadnego sprawdzić.

Jednak mój podstawowy problem z tą książką jest inny. Jakkolwiek ogólna zasada mi się podoba, o tyle uważam że pani Wilson w swoich poglądach jest zbyt radykalna. Nie tylko zakłada rezygnację z białego i brązowego cukru oraz sztucznych słodzików, ale też z miodu, jak również drastyczne ograniczenie zawierających fruktozę owoców. Nie twierdzę, że kompletnie nie ma racji - oczywiście, że owoce zawierają fruktozę i żywienie się nimi od rana do wieczora (również w ramach popularnych obecnie detoksów sokowych) raczej nic dobrego by nam nie przyniosło. Ale nie należy zapominać, że owoce zawierają cenne witaminy, enzymy i błonnik. Moim zdaniem należy jedynie maksymalnie ograniczyć spożycie soków owocowych (tak, również świeżych) i suszonych owoców, bo zawierają bardzo skoncentrowaną ilość fruktozy.

Z kolei miód (zakładając oczywiście miód dobrej jakości - najlepiej surowy i lokalny) również ma wiele cennych właściwości - antybakteryjnych, przeciwwirusowych, pielęgnacyjnych. Sama używam go nie tylko do słodzenia herbaty, czy wypieków, ale też do pielęgnacji skóry, czy jako domowe lekarstwo w razie przeziębienia. Sarah Wilson patrzy na wszelkiego rodzaju słodziki tylko z perspektywy zawartości fruktozy, a nie tego, jakie są ich pozostałe właściwości i na ile są naturalne - i tutaj akurat się nie zgadzamy. Proponuje słodzenie herbaty w kawiarni stewią w proszku, która, jak mogliście przeczytać w moim poście o stewii, jest często napakowana chemią. Kolejne "wynalazki", które proponuje to niezawierające fruktozy dekstroza i syrop z brązowego ryżu. Nie wiem, co to dokładnie za "cuda", nie miałam okazji (ani ochoty) ich wypróbować, ale zdążyłam sprawdzić, że uwielbiany przez Sarę syrop ryżowy jest bardzo drogi, a przy tym podobno względnie mało słodki, więc tym bardziej nieekonomiczny.

Sarah usilnie próbuje nas przekonać, że po zakończeniu jej cudownego, 8-tygodniowego programu z łatwością powiemy cukrowi "nie" i nie będziemy mieli nawet ochoty na nic słodkiego. Ośmielam się powątpiewać. Gdyby ludzkość miała całkowicie zrezygnować ze słodyczy, obawiam się, że byliśmy bardzo smutną zgrają. Słodycz to też przyjemność, choć jak każda inna, powinna być stosownie dawkowana. Robiąc zakupy i tak bardzo dokładnie wczytuję się w etykiety, i gdybym miała do tego jeszcze sprawdzać zawartość fruktozy w poszczególnych owocach, to już chyba bym zwariowała. 

Trudno polecić tę książkę - zawiera mało szczegółowych informacji na temat cukru i jego wpływu na nasz organizm, a zaproponowany w niej program dla większości ludzi raczej będzie mało pomocny (nie mówiąc już, że trudny do zrealizowania), podobnie jak wykorzystujące syrop ryżowy przepisy. Zamiast wydawać pieniądze na tę książkę, proponuję sobie kupić słoik dobrego miodu i zachować zdrowy rozsądek. To naprawdę wystarczy.

1 komentarz:

  1. Kilka miesięcy temu przeglądałam książkę w Empiku. Nie wypowiem się o niej całościowo, bo oczywiście miałam ją w rękach tylko kilka chwil ;) Zwróciłam uwagę na ciekawe porady, które się w niej znajdują, ale też nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to kolejna propozycja drakońskiej diety eliminacyjnej, która nie do końca mnie przekonuje. Rady zawarte w książce (np. "jeśli masz ciągle ochotę na słodkie, jedz bardziej tłusto") wydały mi się ciekawe i przydatne, ale ja raczej stosowałabym je tylko, żeby nadmiernie nie spożywać cukru, a nie całkowicie go eliminować. Ilość przepisów w tej książce jak najbardziej na plus, ale z tego co piszesz, nie są łatwe do zaadaptowania do naszych warunków, więc szkoda... Fajnie było przeczytać recenzję tej pozycji, byłam ciekawa ogólnych wrażeń płynących z tej lektury ;)

    OdpowiedzUsuń